Zacznijmy od wątpliwości związanych z legalnością wyboru prezesa i wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego. Zdaniem ZEP wynikają one z faktu, że „Zgromadzenie Ogólne sędziów Trybunału nie podjęło (…) wymaganej prawem uchwały o przedstawieniu Prezydentowi RP kandydatury na stanowiska Prezesa i Wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego”. Zgodnie z projektem ustawy w momencie jej wejścia w życie obowiązki prezesa przejąłby sędzia o najdłuższym stażu sędziowskim w TK, zaś nowego prezesa i wiceprezesa należałoby wyłonić w ciągu trzech miesięcy.
Ustawa zmieniałaby również zasadniczo rolę prezesa TK, przekazując wiele jego uprawnień na rzecz Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK. Wśród nich m.in. prawo wyznaczania składów orzekających oraz dokonywania zmian w składach już wyznaczonych. Ponadto zmieniłaby się długość kadencji prezesa TK z obecnych sześciu do trzech lat z możliwością wyboru na jedną dodatkową kadencję.
Kluczowe są także proponowane zmiany w sposobie wyboru sędziów TK. Tak jak obecnie dokonywałby go Sejm, jednak nie większością bezwzględną, lecz kwalifikowaną: 3/5 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Celem tej zmiany jest skłonienie organów mających prawo wysuwania kandydatur do zgłaszania osób mogących uzyskać szerokie poparcie w Sejmie, także wśród partii opozycyjnych.
Poszerzono również krąg podmiotów uprawnionych do zgłaszania kandydatów na sędziego m.in. o grupę co najmniej 30 senatorów, Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego, Naczelną Radę Adwokacką i Krajową Radę Prokuratorów.
Jednocześnie ustanowiono pewne ograniczenia mające poprawić gwarancje niezależności politycznej kandydatów. Aby uniknąć sytuacji znanych z ostatnich lat – kiedy czynny polityk otrzymywał nominację do TK – wprowadzono przepis, zgodnie z którym „osoba sprawująca mandat posła, senatora, posła do Parlamentu Europejskiego lub wchodząca w skład Rady Ministrów, nie może ubiegać się o stanowisko sędziego Trybunału, jeżeli od wygaśnięcia mandatu lub zakończenia pełnienia funkcji członka Rady Ministrów nie upłynęły co najmniej 4 lata”.
Wyraźnie zaznaczono również, że Prezydent RP nie ma prawa odmówić przyjęcia ślubowania od sędziego wybranego przez Sejm i musi to zrobić w terminie 14 dni od daty wyboru. Chodzi o uniknięcie powtórzenia się sytuacji, kiedy głowa państwa po prostu zignorowała wybór Sejmu.
Istotnym zmianom miałby także ulec tryb postępowania w sprawach odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów TK. Według nowych przepisów w skład sądu dyscyplinarnego I oraz II instancji wchodziliby sędziowie wybierani w drodze losowania przez prezesa TK z grona nie tylko obecnych sędziów TK – jak jest obecnie – ale i sędziów w stanie spoczynku.
Pewne kontrowersje w środowisku prawniczym wywołała część projektu dotycząca statusu sędziów Trybunału orzekających od grudnia 2016 roku. To wówczas do orzekania zostali dopuszczeni tzw. dublerzy, czyli osoby nieuprawnione do zasiadania w TK, bo powołane na miejsca sędziów poprawnie wskazanych przez Sejm poprzedniej kadencji. Projekt zakłada, że osoby te oraz ich następcy z chwilą wejścia ustawy w życie nie będą mogły brać udziału w czynnościach orzeczniczych, a ich miejsca zajmą poprawnie wybrani sędziowie.
To rozwiązanie spotkało się z krytyką jako niewystarczające. Zdaniem prof. Wojciecha Sadurskiego obecność sędziów „dublerów” doprowadziła do „zanieczyszczenia” całej instytucji.
„By użyć pięknej polskiej formuły, ci dublerzy są jak łyżka dziegciu w beczce miodu. Albo arszenik w butelce wina. Kontaminują cały Trybunał swą nielegalnością. W związku z tym, jedynym legalistycznym, zgodnym z Konstytucją ruchem jest wprowadzenie do Trybunału trzech sędziów nieskażonych tym bezprawiem, profesorów Hausera, Jakubeckiego i Ślebzaka i rozstanie się z pozostałą dwunastką”, pisał Sadurski w „Gazecie Wyborczej”.
Z jego tezą polemizował jeden z autorów projektu, prof. Marcin Matczak, zwracając uwagę nie tylko na wątpliwości prawne, ale i konsekwencje polityczne. Matczak obawia się, że wymiana wszystkich sędziów – nawet tych prawidłowo wybranych – byłaby niebezpiecznym precedensem, z którego politycy mogliby skorzystać w przyszłości po to, by obsadzać TK według własnego uznania.
Ponadto w obecnej sytuacji wprowadzenie w życie zarówno propozycji Sadurskiego, jak i projektu ZEP będzie trudne, a to dlatego, że uwikłany politycznie Trybunał Konstytucyjny może uznać oba projekty za niezgodne z Konstytucją. Jednak, pisze Matczak, w przypadku projektu ustawy ZEP „odium społeczne spadnie na TK, który będzie sędzią we własnej sprawie i będzie uciekał przed odpowiedzialnością, a w przypadku uchwały zerującej [tj. propozycji Sadurskiego] na tych, którzy ją podejmą”.
Wszystkie wymienione wyżej regulacje – oraz wiele innych zawartych w ustawie – mają na celu przywrócenie legitymizacji TK, odbudowę zaufania do tej instytucji oraz oddalenie zarzutów o jej upolitycznienie. Autorzy chcą tego dokonać m.in. poprzez zmianę sposobu wyboru sędziów, poszerzenie listy podmiotów uprawnionych do zgłaszania skarg konstytucyjnych, zwrot w kierunku większej kolegialności zarządzania Trybunałem oraz poprawę jawności jego działania. Stąd przepis, zgodnie z którym „wszystkie sprawy zawisłe przed Trybunałem Konstytucyjnym powinny zostać rozpatrzone na otwartej, transparentnej rozprawie”, zaś ograniczenie jawności posiedzeń – tak obecnie częste – możliwe byłoby wyłącznie w sytuacji nadzwyczajnej.
Propozycja Zespołu Ekspertów Prawnych Fundacji im. Stefana Batorego jest projektem otwartym, podlegającym debacie. Niektóre jej fragmenty budzą kontrowersje. Ale to jednocześnie konkretny pomysł dający partiom demokratycznym solidną podstawę do naprawy jednej z najważniejszych instytucji państwa. I przywrócenia jej obywatelom. |